Rafał Ignasiak
autor, członek EMCC Poland
Z zainteresowaniem zajrzałem do tekstu Wojciecha Maroszka “Zawód niezaufania publicznego. Dlaczego irytuje nas coaching i rozwój osobisty?” źródło: http://kariera.forbes.pl/
Z zainteresowaniem, tym bardziej, że polecony został przez Izbę Coachingu, czyli ciało, które o dobre imię zawodu coacha dbać powinno z definicji. Udostępnienie opatrzono uwagą: “bardzo dobrze napisany artykuł na temat rynku rozwoju osobistego, w tym coachingu. Przejaw dużej dozy obiektywizmu i trzeźwego spojrzenia na sytuację, szanse oraz zagrożenia. Dodatkowym plusem jest prawidłowe trzymanie się terminologii.” Cóż, moim skromnym zdaniem w artykule są chwytliwe hasła i figury retoryczne, brakuje definicji i mieszane są pojęcia. Trochę się zdziwiłem, że Izba Coachingu popularyzuje coś takiego. Ale po kolei.
Po pierwsze, już w tytule autor stawia tezę, że coach to “zawód niezaufania publicznego”. Przesłanką wzmacniającą tezę ma być fakt, że na dwóch fanpage’ach wyśmiewane są różne aktywności, których autorzy określili je mianem coachingu. Uważam, że już w tym momencie należałoby oddzielić, że ktoś nazywa coś coachingiem od tego, czym to w rzeczywistości jest.
Fakt, że jakiś fanpage ma kilkanaście, czy kilkadziesiąt tysięcy polubień, nie jest wystarczający (moim zdaniem) do obrony tej tezy.
Po drugie, autor określa (przynajmniej tak wynika z kontekstu, bo nie jest napisane wyraźnie o kogo chodzi) mówcę motywacyjnego, mianem “jednego z najpopularniejszych coachów w kraju. Być może ta osoba jest coachem i w takiej roli też pracuje, ale raczej nie we wskazanej sytuacji. Być może to nieistotne, ale (moim zdaniem) to czy w danej chwili pracujesz jako coach, trener, mówca motywacyjny, psycholog lub psychoterapeuta wynika z kontekstu sytuacji oraz tego co robisz, a nie z tego jakie masz nazwisko i tytuł na wizytówce. Wynika z tego na co się umówiłeś z klientem. Dodatkowo jedna rola jest szersza, inna węższa, a niektóre się przenikają.
Po trzecie, autor podaje, że “zasadniczą różnicą” pomiędzy coachem a trenerem jest to, czy pracuje z grupą, czy z pojedynczą osobą. Cóż, mam odmienne zdanie. Wielokrotnie pracowałem jako coach z grupą, a także odwrotnie, jako trener indywidualnie. Z grupą nie większą niż 14 osób, żeby była jasność. Różnica polega wyłącznie na tym co i jak robię, na co się umówiłem oraz jaki cel realizujemy.
“Coaching to metoda indywidualnego wspierania ludzi w osiąganiu ich celów.” Ufff, nareszcie zdanie pod którym mogę się podpisać. Nie, nie autora. To wypowiedź Artura Króla. Niestety chwilę dalej cytowany Artur Król, wiąże coaching z psychoterapią. Wg mojej wiedzy psychoterapia dedykowana jest osobom, które wymagają pomocy i oddają odpowiedzialność za poprawę jakości swojego życia w ręce psychoterapeuty. Coach pracuje z osobami, które nie wymagają takiej pomocy i nie oddają (choć czasem/często próbują) odpowiedzialności. Klienci coachingu są z definicji zdolni samodzielnie do realizacji swoich zamierzeń.
Tu jest pierwsza trudność z mojego punktu widzenia. Potrzebuję rozpoznać kogo mam przed sobą i czy aby na pewno jest to klient coachingu. Gdybym miał kompetencje psychoterapeuty mógłbym zaproponować koniec coachingu i początek psychoterapii, ale szczerze mówiąc bardziej etyczne wydaje mi się przekierowanie w tym momencie klienta do innego specjalisty. Tak bym wolał jako klient.
Autor wskazuje, że psychoterapia “naznaczona jest pewnym tabu”. Może jest, może nie jest. jakieś dowody? Badania? Znam wielu ludzi, którzy nie mają oporów przy korzystaniu z pomocy psychoterapeuty w różnych trudnych sytuacjach. Czy to czegoś dowodzi? Może mam szczęście do takich ludzi, albo akurat ich pamiętam lepiej i jest to dowód na funkcjonującą w mojej głowie heurystykę dostępności?
“Psychologia, coaching i psychoterapia dają ludziom zestaw narzędzi, żeby mogli polepszyć jakość swojego życia w różnych jego obszarach” – mówi cytowany Rafał Daniluk. Zgadzam się. Te narzędzia wykorzystywane są lub (mogą być) jednak w różnych kontekstach.
Kiedy czytam, że “Teoretycznie coaching i zagadnienia pokrewne – trenerstwo, rozwój osobisty – powinny budzić dobre skojarzenia, jako pewna filozofia i zbiór narzędzi, które mają służyć człowiekowi na drodze do szczęścia i dobrobytu.” to sobie myślę, że budzą całkiem praktycznie. Przynajmniej moje. Od dobrych kilku lat. Autor jednak stawia te słowa tuż przed stwierdzeniem, że coś tu jest jednak nie tak. Jakby nie wprost mówi, że to nieprawda.
Po któreś (przestaję wyliczać). Kawałek dalej jest mowa, że w branżę wpisany jest “pewien element napuszenia i egzaltacji”, a “… mówcy, czy coachowie w prosty sposób zdają się tłumaczyć skomplikowany charakter ludzkiej natury i rozwiązywać najgłębsze problemy egzystencjalne”. Nie wiem co robi mówca, ale coach z pewnością nie tłumaczy, tym bardziej w prosty sposób. Przynajmniej ja nie.
Od tłumaczeń teorii jest szkolenie, od ćwiczenia umiejętności jest trening, a coaching to samodzielne odkrywanie na drodze do celu. Coach tworzy warunki i przestrzeń. Tyle i aż tyle.
Każdy nowy klient powinien wyraźnie poznać czego może spodziewać się po coachingu, a na co liczyć nie może? Jakie metody coach stosuje, a czego bezwzględnie nie robi? Co zrobi w sytuacji, w której temat go przerośnie?
W mojej ocenie do słów coaching i coach podpięli się ludzie, którzy robią coś zgoła innego. To tak jakby o złodzieju mówić, że okradając ludzi uczy ich radzić sobie z trudną sytuacją materialną. A wystarczy zajrzeć w ramy kompetencyjne kilku coachingowych organizacji, żeby wyrobić sobie wstępne zdanie czego po coachu można i trzeba się spodziewać.
Można tam znaleźć na przykład, że coach nie radzi, więc nie ma możliwości zgodnie ze sztuką dawać “powierzchownych porad”.
W jakimkolwiek (a nie tylko “sensownym”) wydaniu coaching nie polega na obiecywaniu osiągnięć minimalnym wysiłkiem. Coaching wywodzi się ze sportu, a w sporcie się albo koksuje i oszukuje albo zap…la na sukces. Po mowie motywacyjnej możesz się zabić lub (jak masz szczęście) nabawić poważnej kontuzji w maratonie. Będą pewnie też tacy, którzy tylko po takiej mowie ukończą go bez powyższego. Ale na wykręcenie czasu poniżej 3h żadna mowa nie wystarczy. Na jednym z blogów biegowych jego autor zamieszcza co jakiś czas swoje zdjęcie w dwóch wersjach: zanim zaczął biegać i obecne. I mówi mniej więcej tak: zmiana wymaga ciągłej pracy, bo ze starymi nawykami jest jak z chorobą alkoholową, błyskawicznie możesz wrócić do starego nawet po długim okresie trzeźwości. Ale czy szukający klienta, świeżo upieczony coach ma odwagę powiedzieć mu o tym? Że być może będzie bolało, że być może potrzebny będzie wysiłek pot i łzy? Że potrzebny jest czas? Nie wiem czy jest zdolny, ale zgodnie ze sztuką powinien kilka kwestii jasno wyjaśnić.
Autor stosuje zamiennie coaching z rozwojem osobistym. Wszystkie zoogle są booglami, nie oznacza jeszcze, że jak widzisz boogla, to jest zooglem.
“Na razie trwa etap burzliwy etap poddawania w wątpliwość słuszności całej idei coachingu i rozwoju osobistego.” Nikt nikogo nie zmusza, żeby się rozwijać. Nic nie musisz, wszystko możesz. Jak chcesz, kiedy chcesz albo wcale.
Oczywiście, że łatwiej jest zagłosować na fajną obietnicę wyborczą, a potem okazywać sceptycyzm do całej klasy politycznej en bloc. Kto bogatemu zabroni?!
Reasumując. Tekst jest słabo wsparty argumentami. Nie ma źródeł (poza jednym) gdzie potencjalny klient coachingu może znaleźć na jego temat informacje. Nie ma wyraźnego rozróżnienia różnych form pomocy. Będąc klientem dalej miałbym mętlik co z tym coachingiem jest nie tak. Tym bardziej, że autor w zawoalowany sposób wskazuje, że coś z nim jest nie tak. Tym większe zdziwienie, że rozpowszechnia go Izba Coachingu.
Rafał IgnasiakCoach i trener biznesu
0 komentarzy